środa, 24 kwietnia 2013

Emigracja


    Wyjazdy za chlebem, to nie tylko konieczność naszych czasów. Na początku XX wieku również było to zjawisko masowe. I tak w 1911 roku prasa początkiem wiosny zamieszczała informacje dotyczące emigracji, bowiem koniec marca to tradycyjnie początek fali sezonowej emigracji do Prus. Jak donosi „Czas” tysiące pracowników codziennie przemierza dworce, a większość z nich nie przekracza 30 roku życia. Zbiorczy „targ” odbywa się w Mysłowicach, gdzie czasami w jednym dniu na oferty oczekuje 30 tysięcy ludzi.


    Tam odbywa się „targ” im większa masa, tem warunki dla wychodźców gorsze. Nieraz wracają zbiedzeni pieszo, o głodzie i chłodzie do rodzinnej wsi. Dotąd opieka nad robotnikami do Prus jest niezorganizowana, w Mysłowicach nie ma komisarza rządu austryackiego; rządzi samowładnie pruski policyant i pruski naganiacz. Na podstawie dotychczasowych kontraktów służbowych, robotnik zdany jest na łaskę i niełaskę swego służbodawcy, na wygnanie w czasie sezonu, na długie więzienie w razie najlżejszego przewinienia.



    To że skala tego zjawiska była ogromna, a zarazem świadcząca o nieciekawej sytuacji na rynku pracy w Galicji informuje notatka z niemieckiej „Silesi”, która donosi, że: Specjalnymi pociągami na roboty sezonowe do Niemiec wyjechało: 31 marca – 4500 osób, 1 kwietnia 3440, 2 kwietnia 2430, 3 kwietnia  2280, a w nocy z 4 na 5 kwietnia 950 osób. Skala zjawiska była naprawdę ogromna, gdyż wyjazdy z Bielskiego dworca kolejowego trwały przez 14 dni. 

Bibliografia
„Czas” nr 124, 16.03.1911, s. 2.
„Ślązak” nr 14, 8.04.1911, s. 4.
„Silesia” nr 81, 8.04.1911, s. 3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz