wtorek, 4 marca 2014

Kronika Kryminalna - luty 1914


    Bielsko. Tymi dniami zarządziła miejska policya rewizyę w kuźni i magazynie majstra kowalskiego Baczyńskiego, która wydała nader obciążający materyał. Znaleziono bowiem ogromną ilość pilników, piłek, młotków i innych narzędzi kowalskich i ślusarskich, które pochodziły z kradzieży.  
Jednak opinia publiczna żyła innym wydarzeniem. W Bielsku bowiem doszło do podwójnego samobójstwa. Para narzeczonych, 20-letni Robert Ganszel, robotnik z fabryki maszyn, i 21-letnia szwaczka Joanna Schiebel popełnili samobójstwo, odebrawszy sobie życie strzałami rewolwerowymi. Powodem samobójstwa było to, że rodzice Ganszela nie chcieli pozwolić na małżeństwo z Schiebelówną.   Zwłoki znaleziono na polach w Aleksandrowicach.  
    Specyficznym poczuciem humoru wykazał się czeladnik szewski Fiedler w Bielsku. 17. stycz. bawił się wesoło w gronie kolegów w jednej gospodzie. Nagle wyszedł, wypalił do Dębie z rewolweru tak, że w kilku sekundach był trupem. W pozostawionym liście, który był równocześnie testamentem, zarządza swym majątkiem w ten sposób: życzy sobie pięknego, wystawnego pogrzebu i ubierania grobu w świeże kwiaty. Wszystkie dzwony mają dzwonić podczas jego pogrzebu. Przyjacielom i kolegom zapisał kilka legatów. Według jego zapewnienia znajduje się jego majątek w jego kufrze. Najciekawszem jest, że temu testamentowi dano wiarę, wiedziano bowiem, że Fiedler odziedziczył drogą spadku około 5000 koron. Policya zaraz przeszukała wskazany kufer, znalazła jednak tylko 6 halerzy. Samobójca jako powód szarpnięcia się na życie podał obawę przed utratą wzroku. Przehulał pieniądze a kończąc życie, zakpił sobie jeszcze z żyjących.
    Nieszczęśliwy wypadek przydarzy się Pawełowi Dziendzielowi. Ten 25-letni robotnik budowlany, pracował przy wyładowywaniu szyn. Wskutek nieszczęśliwego wypadku jedna z szyn upadła całym swym ciężarem na nogi. Obie nogi ma złamane. Nieszczęśliwego odwieziono do szpitala w Bielsku.  
    Jak się okazuję i porządki domowe mogą być niebezpieczne. O tym fakcie boleśnie przekonała się żona tutejszego urzędnika kolejowego p. Laskowskiego kiedy gotowała wosk do czyszczenia podłogi.  Do gorącej masy lała z flaszki benzynę. Od gorącej pary zapaliła się benzyna we flaszce. Flaszka pękła a gorejąca benzyna oblała panią. Krzyk rozpaczliwy usłyszał jej mąż, który przybywszy nie mógł nic innego uczynić, jak z żony swej zdzierać gorejące odzienie. Panią Laskowską odwieziono ciężko zranioną do szpitala. Mąż zranił się także lekko przy akcyi ratunkowej. Jak się dowiadujemy, p. Laskowska już w szpitalu zmarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz