wtorek, 9 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 2

                                        Cechy to trochę za mało,
                         czyli od manufaktury do wielkiego przemysłu

    Sytuacja na terenie zarówno Bielska jak i Białej stawała się tym groźniejsza, iż w miarę jak gwałtownie rozwijał się przemysł na terenie obu miast, tym bardziej wzrastało niebezpieczeństwo pożaru. Żywioł zaś nie tylko trawił domostwa i niósł ze sobą zagrożenie życia ludzkiego, ale powodował ogromne straty materialne szczególnie w magazynach fabrycznych. Te wszystkie uwarunkowania powodowały, że podczas walnego zebrania towarzystwa gimnastycznego (Turnverein), które odbyło się 8 stycznia 1863 roku w Bielsku złożono wniosek o powołanie straży pożarnej (Freiwillige Feuerwehr).   Formalny wniosek w tej sprawie złożył Ryszard Zawadzki. Niemiecka gazeta „Silesia” informowała, że uchwałę poparli: Ernst Arndt (farbiarz), Karl Bissvanger, Otto Keler, Emil Kreuz (stolarz), Bernhard Nadler (nauczyciel tkactwa), Georg Putschek (kupiec), dr Josef Preissier (dyrektor gazowni miejskiej), Moritz Schimke (su­kiennik), Adolf Riedel i Karl Zenker (profesor).  Zebrani gimnastycy uchwalili, że zaproponują obu „siostrzanych miastom” jak nazywano wówczas Bielsko i Białą, by doprowadziło do utworzenia ochotni­czej straży pożarnej.

Strażacki falstart,
czyli chęć szczera nie zawsze wystarczy

Burmistrzowie: Karl Sennewaldt w Bielsku i Antoni Samesch w Białej wsparli mocą swych urzędów powsta­jącą organizację.  Od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. 14 października 1863 roku na zebraniu gimnastyków (Turnvereinu) powołano formalnie, za zgodą burmistrzów obu miast, stowarzyszenie Freiwil­lige Feuerwehr („Ochotniczej Straży Pożarnej”). Wszystkich chętnych do wsparcia nowej inicjatywy zaproszono na 25 października 1863 roku do strzelnicy. Specjalną odezwę w tej sprawie wydali na łamach lokalnej prasy burmistrzowie obu miast. Na apel ten zgło­siło się 185 „dziarskich” mężczyzn, w tym 111 członków Turnvereinu.  Dr Jerzy Polak, autor wielu książek o historii regionu i straży pożarnych tak opisuję trudne jej początki: Nad całością takiej organizacji czuwać mieli -prezes Freiwillige Feuerwehr Adolf Riedel, zajmujący się na co dzień handlem wełną oraz wspomniany Julius Roth.
Przez zimę 1864 roku nic się nie działo w kwestii nowej organi­zacji, gdyż uchwalono podjęcie pierwszych ćwiczeń w maju tego roku. Wówczas też okazało się, że zapał ochotników z jesieni 1863 roku bardzo zmalał i na ćwiczenia stawiło się mniej niż 100 mężczyzn. Ćwiczenia te były bardzo ogólne, zabrakło solidnych podstaw i wzo­rów, w rezultacie ochotnicy na strażaków reprezentowali więcej chęci niż rzeczywistych umiejętności. Takich też „strażaków” rzucono la­tem 1864 roku do pierwszych akcji przeciwpożarowych. Ich udział zakończył się zupełną klęską. W czasie akcji, przy oczywistym bra­ku komendy, panował kompletny chaos i zamieszanie, a tłum ciekaw­skich, jak dawniej przeszkadzał „strażakom”, którzy dysponując marnym sprzętem, owymi starymi sikawkami, niewiele mogli zdzia­łać. Szczególną tragedią okazał się pożar przędzalni wełny Ferdy­nanda Brücka na Żywieckim Przedmieściu w dniu 7 sierpnia 1864 roku, w którym nie tylko, że obiekt uległ całkowitemu zniszczeniu, ale jeszcze doszło do jego plądrowania przez tłum mieszkańców, którzy pobili „strażaków”.

Po tej kompromitacji ochotniczej organizacji strażackiej władze Bielska chciały ją rozwiązać. W tej sytuacji inicjatorzy jej założenia z Turnvereinu zwrócili się z gorącym apelem do mieszkańców i władz miejskich z hasłem „Aus nichts wird nichts! („Z niczego będzie nic”), w którym wyjaśniono, iż bez odpowiedniego wyposażenia i bazy materialnej strażacy - ochotnicy nie są w stanie się wyszkolić i za­pewnić obrony przeciwpożarowej mieszkańcom obu miast. Szczegółowo te wydarzenia opisał „Silesia” prezentując pierwsze roczne sprawozdanie z działalności straży.   Jednak już na gorąco opisując historie tej interwencji zwraca uwagę na kilka faktów. Po pierwsze, że o gaszeniu pożarów najwięcej wypowiadają się ci, którzy o tym nic nie wiedzą i nigdy w takiej akcji nie brali udziału, a wracając do wypadków z 7 sierpnia i pożaru w fabryce Brücka zwrócono uwagę na całkowicie bierną postawę policji. To co strażacy uratowali, to natychmiast miejscowa pijana hołota ukradła. Na uwagi strażaków, o to, by policja pilnowała uratowanego mienia, stróże prawa odpowiadali, że nie mają dyspozycji, a ich zadania są zupełnie inne!? W tych okolicznościach gazeta pisała kąśliwie, czy w to oznacza, że za każdym razem, gdy wybuchnie pożar, trzeba wydać Policji rozkaz pilnowania mienia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz