piątek, 6 lutego 2015

Straż pożarna w akcji cz. 11



Rok 1911



    Pozostając przy tragicznych zdarzeniach, trzeba odnotować pożar jaki miał miejsce w domu robotniczym Zipsera w Lipniku. Kiedy Kajetan Drzewiecki wraz ze swoją żoną Stefanią powrócili do swojego mieszkania po pracy, zastali widok okropny. Z mieszkania wydobywał się dym, po wejściu do niego zobaczyli straszny widok. W kołysce, w której siennik i pościel jeszcze tlały, leżał trupek Stefanii, ręce, nogi i brzuch były zupełnie zwęglone, z czego wnościć można, że biedne dziecko paliło się powoli zupełnie przytomnie. Mały Piotr leżał na podłodze uduszony dymem. Zapałki znajdowały się w zwykłym miejscu schowane, wnosić więc należy, że mały Piotr, grzebiąc pod kuchnią, gdzie jeszcze nie wygasł ogień od śniadania, wyjął żarzący się węgiel i zaniósł Stefce do kołyski.

    W kronice kryminalnej znajdujemy informacje o pożarze, który wybuchł w nocy z 27 na 28 marca około 4 rano w Białej. Ogień pojawił się w stajni przy domu drukami polskiej. W stajni tej miał przytułek biedny tutejszy furman, Michał Pastor, człowiek już star­szy, który zarabiając biedną jak on sam szkapiną — mizerny prawdziwie wiódł żywot. Zanim pożar spostrzeżono stały dre­wniane budynki w pełnym ogniu - a biedny stary Michał ze swoją szkapiną- oraz kury, kilka pak papieru stały się pa­stwą płomienia! Dom drukarni uratowano.
„Silesia” pisze o ty wydarzeniu już w marcu i sugeruję, że pożar został zapruszony przez Pastora, który ciągle palił fajkę.

    W tym też czasie doszło do dwóch pożarów. Najpierw palił się w Bielsku dom Kandlera, na szczęcie jednak, dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej częściowemu zniszczeniu uległ strych. Gorszy finał miał pożar w Bestwinie u gospodarza Chromika. Jak się okazało, gospodarze pozwolili 70-letniemu żebrakowi nocować w stodole. Ten niechcący zaprószył zapałką ogień. Żywioł pochłonął nie tylko stodołę, ale również pozostałe zabudowania gospodarzy wraz z domem, a nieszczęsny sprawca spalił się żywcem. W tym samym czasie od uderzenia pioruna spalił się w Hałcnowie dom i stodoła.

    Wieli pożar odnotowano w Wiedniu. Tam 29. lipca wybuchł pożar na dworcu północnym. Straty oceniano na conajmniej 1 milion koron. Aby sobie wyobrazić roz­miary pożaru, zaznaczyć należy, że nad zlo­kalizowaniem ognia pracowało 550 straża­ków, 600 policyantów, 3000 wojska i 1800 robotników kolejowych.
   Cały Wiedeń przedstawiał w nocy wi­dok niebywały. Ulice były przepełnione ludźmi, tak samo wszystkie lokale publiczne. Nie wspominalibyśmy o tym wydarzeniu gdyby nie fakt, że pożar powstał wskutek podpalenia. Podpalił, oblawszy drzewo naftą, oddalony z koleji pisarz Schottek, rodem z Białej. Szeroko o tym wydarzeniu prasa wydawana na Śląsku pisała dopiero w sierpniu. Natomiast „Czas” krakowski rozpisał się już na ten temat w dwóch numerach lipcowych. Czytamy w nich, że Franciszek Szottek mający 34 lata, był absolwentem Państwowej Szkoły Przemysłowej w Bielsku. W Bielsku był restauratorem. Sprawca pożaru został (...) wydalony ze służby. Wczoraj chodził cały dzień po ulicach bez określonego celu. Po południu udał się do swego mieszkania, wziął ćwierć litra nafty, poszedł na plac z drzewem, tam oblał naftą deski i zapalił zapałką, poczem uszedł. Ostatecznie podpalacz sam oddał się w ręce policji. Uczynił to jak sam przyznał w śledztwie, z zemsty za odebranie mu restauracji kolejowej. Jednak już w trakcie postępowania sądowego zaczął udawać wariata i twierdził, że podpalił pod wpływem hipnozy. Za swój czyn sąd skazał go na 8 lat ciężkiego więzienia. Schottek podczas śledztwa udawał warjata i opowiadał, że jest potomkiem Sobieskiego, później tłumaczył się tem, że nie ma pojęcia o tem, co zrobił i że dokonał prawdopodobnie podpalenia w hipnozie na skutek sugestji. Obrońca jego domagał się, aby Schotteka zahipnotyzować podczas rozprawy, na to jednak sąd zezwolić nie chciał.

Niebezpieczny pożar wybuchł w stajni masarza Grünastla zamieszkałego w Bielsku przy ulicy Josefstrasse nr 30. Na szczęście straży pożarnej szybko udało się ugasić ogień. 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz