czwartek, 1 września 2016

Piłka nożna ponad wszystko! cz. 13.



Opawa bierze rewanż,
czyli odwieczny wróg wygrywa.

    Znawcom sportu nie trzeba przypominać, że mecze z zespołem, którego siedzibą jest stolica kraju lub regionu, są meczami o podwyższonym ryzyku. Tym bardziej, że kluby ze stolicy uważają, że one z zasady muszą być mistrzami. „Deutchen Sportverin Troppau” w poprzednim sezonie nie tylko został zdetronizowany, ale dwukrotnie dotkliwie pokonany przez piłkarzy z Bielska. Z tych względów kolejny mecz tych drużyn był niezwykle emocjonujący. Wiele gazet, podobnie jak „Wiener Sonn- und Montags-Zeitung“, podało tylko suchy wynik spotkania, a przecież na boisku dużo się działo. Na szczęście nie lubiąca piłkarzy z Bielska „Silesia” tym razem dała dużą relacje.

Niemiecki Klub Sportowy Opawa bije Bielsko-Bialski Klub Piłkarski 3:2. Połowa (1:1). Zakończyły  się wielkie śląskie derby piłkarskie. Szala na wadze szczęścia przechyliła się na korzyść drużyny Klubu Sportowego, która po ciężkich zmaganiach, do swoich barw może przypiąć wygraną o wiodącą pozycję w śląskiej piłce nożnej. Do ostatniej chwili była to równorzędna walka z całą wytrwałością i poświęceniem godnego przeciwnika, która, niestety – skutek nadgorliwych decyzji sędziowskich była niepotrzebnie przerywana deszczem rzutów wolnych (20 dla Opawy i 21 dla Bielska, co przeszkadzało i miało duży wpływ na rozwój swobodnej gry). Porównując mocne strony gry obu rywali, „bielskiej drużynie” zdecydowanie trzeba przyznać dokładną i precyzyjną kombinację i właściwe rozlokowanie, podczas gdy dobre strony „niebiesko-białych” to ostrzejszy styl gry, system obrony, podania i wytrzymałość aż do końca szalonego wręcz tempa. Bielsko-Bialski Klub Piłkarski wystawił do tego meczu swoją najlepszą jedenastkę, z której wyborną klasą wykazali się w ataku Stürmer, Fischer i Chalupka, w kryciu Dlabać a w obronie Weisse i Heger. U „niebiesko-białych” zdecydowanie lwem dnia był Löwenfeld, który szachował chwilami wręcz doskonale grającą  linię ataku „niebiesko-czarnych” i często przez swoją wyrafinowaną technikę potrafił w ostatniej chwili utrzymać czyste konto swojej bramki. Osłaniający i linia ataku nie byli na swoim normalnym poziomie; pośpiech w podaniach i pewna nerwowość były silnie wyczuwalne; ponadto sporo murowanych sytuacji strzeleckich było przepuszczanych. W porównaniu do swego znakomitego przeciwnika byli w ciężkim położeniu i wszyscy grali z całkowitym poświęceniem swoich sił. Swojej ambicji, podaniom i wytrzymaniu szaleńczego tempa zawdzięczają swoje zwycięstwo. Przebieg gry był następujący: zaraz na początku gra przeniosła się na środek; piłka w morderczym tempie latała od bramki do bramki; zaczął się prawdziwie ulewny deszcz „za i przeciw” rzutów wolnych. Z obu stron padły po trzy nieskuteczne rzuty rożne, aż w końcu w 37 minucie, przy hucznych oklaskach publiczności, lewoskrzydłowy „niebiesko-białych”, Gredy, obok padającego bramkarza „niebiesko-czarnych” zdobył pierwszego gola dla Opawy. Zaraz potem, przeszedł bielski lewoskrzydłowy Steinböck, pokonał obu obrońców i przy głośnych brawach swoich bardzo tłumnie przybyłych „kibiców” ustanowił wyrównanie. Stan do końca pierwszej połowy 1:1. Po ponownym gwizdku znowuż prawie ten sam obraz co w pierwszej połowie, jednak momentami można było zauważyć większą przewagę „niebiesko-białych”; pod bielską bramką wielokrotnie dochodziło do trudnych sytuacji; trzy zwykle murowane okazje, dwa prostopadłe strzały i jedna główka potoczyły się bez rezultatu, aż w 20 i 35 minucie Knöll i Maly zapewnili swoim przewagę. Wynik stanął 3:1 dla Opawy. Teraz goście wzięli się z całej siły w garść i w 39 minucie zdobyli ostatecznie swojego dyskusyjnego gola. Sędzia meczu, pan Retschury z Wiednia, który w tej decydującej chwili był oddalony co najmniej 40 metrów od bramki, dał znak. Stojąca dookoła publiczność jak i bramkarz Opawy twierdzili, że złapał on piłkę poza linią bramkową.
    23 października w Bielsku po raz kolejny zagrano z Opawą, tym razem mecz zakończył się remisem 2 : 2.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz