środa, 27 grudnia 2017

Okruchy historyczne z Pietrzykowic cz. 7.

Bileciki do kontroli,
czyli jak to policjanci i żandarmeria w konduktora się bawili

 Drastyczna podwyżka cen biletów spowodowała, że nagminną praktyką wśród robotników była jazda na tzw. gapę. Sprzyjało temu również to, że składy robotnicze były bardzo przepełnione, a konduktorzy, słabo opłacani, pozwalali na taki proceder za drobną opłatą wrzuconą do ich kieszeni. W Pietrzykowicach był już wtedy prowizoryczny przystanek kolejowy, ale bez kasy, tylko dla pociągów robotniczych.  Kiedy robotnicy dojechali na dworzec w Bielsku, czekała ich niemiła niespodzianka. A więc w dniu 6 lipca sprowadzono oddział policyi na dworzec i ustawiono go przed drzwiami wychodowemi z dworca – i o dziwo!- kontrolę biletów przeprowadzono z pomocą policyi, zatrzymując w ten sposób kilkutysięczną rzeszę robotniczą przy wyjściu z dworca. Na tyle przezorności mogli się jednak zdobyć panowie kulturnicy bielscy, że gdy taki tłum, spędzającego się do roboty, a więc tłoczącego się zatrzymają przy drzwiach, musi przyjść do jakiegoś wypadku. (...) Dolało oliwy do ognia to, że robotników, którzy za jazdę popłacili, a pokiwitowania nie mieli, zatrzymywała policya- a tem samem aresztowała choćby chwilowo niewinnie, narażając ich na pewną stratę dnia roboczego.(...) Wstrzymywanie tedy i zatrzymywani poczęli się oburzać i tłoczyć, a pierwsi w rzędach parci przez parutysięczny tłum z tyłu, musieli wpaść na policyę i przełamać jej kordon.
    Wtedy to policya bielska, znana z odwagi wobec bezbronnych, dobyła pałaszy i zaczęła siec winnych i niewinnych.
    Przyszło do formalnej bitwy z policyą, która oczywiście skończyła się zwycięstwem uzbrojonych nad bezbronnymi.
    Odważni, z pruska uhełmieni rycerze policyjni w myśl poleceń Wilhelma II. nikomu nie pardonowali, więc i słabe niewiasty, robotnice nie uszły cało. Jednej dziewczynie z Wilkowic odcięli ucho – innych poranili tak, że ich musiano oddać do szpitala. Takich było około 20 osób. Lżej ranni uszli, niektórzy powracali do domu.

Wspomniane wydarzenie obiegło całą prasę. Pisała o nich również „Nowa Reforma”, a „Gwiazdka Cieszyńska” podkreśliła: Nic dziwnego, że policya bielska w ten sposób traktuje polskich robotników, skoro przeszłoroczny napad na Polaków, mimo interpelacyi w parlamencie i mimo śledztwa sądowego pozostał po dziś dzień bezskutecznym. Mowa tu oczywiście o wydarzeniach z 19 października 1902 roku, kiedy to mieszkańcy Bielska z pomocą miejscowej policji poturbowali Polaków, udających się na otwarcie Domu Polskiego. I tym razem poseł Fijak występował w obronie uczciwych  robotników, którym żandarmeria bilety sprawdzała. 

Po tych interwencjach na ponad rok sprawa się uspokoiła i wydawało, się, że kontrola biletów przy użyciu żandarmerii się już nie powtórzy. Stało się jednak inaczej. W dniu 1 października 1904 roku urządzili kolejarze z żandarmami w Łodygowicach kontrolę przy pociągach robotniczych. Jak informował „Wieniec i Pszczółka”: Jak już donosiliśmy, urządziła sobie onegdajszej soboty służba kolejowa wraz z żandarmami kontrole przy pociągu robotniczym w Łodygowicach, celem stwierdzenia, czy który robotnik nie jedzie na bliższy bilet. Otóż ze stanowiska prawnego kolej, jeżeli chce, ma przeprowadzić kontrolę w wagonie, a po wyjściu z wagonu nie wolno jej zatrzymywać ludzi i robotnicy niech sobie też nie pozwolą narzucać jakiegoś nowego prawa. Powtóre w Łodygowicach na stacyi niejaki Podworski, kolejarz, rzucał się na ludzi i bił ich pięściami. Otóż, to jest rozbój i jeżeli kolejarze taką bronią chcą walczyć, to niech się nie dziwią, jeżeli w przyszłości, któryś z nich oberwie co od zgniewanego tłumu. Po wyjściu z ogrodzenia robotnicy zaśpiewali kolejarzom: Za Łabę hej! Na co kolejarze odpowiedzieli: „Nie wy nas, lecz my Was musimy zwyciężyć”. Pogróżka ta zdaje się świadczyć, że na stacji przyjdzie jeszcze raz do zamieszki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz